osskaa osskaa
192
BLOG

Po co nam UE po 2020 roku?

osskaa osskaa Polityka Obserwuj notkę 1

 

Polska w 2004 wstępowała do UE z hasłem zakotwiczenia w  świecie Zachodu i europejskiej wspólnocie wolnych narodów. Dzięki Traktatowi Nicejskiemu mieliśmy silną pozycję w Parlamencie Europejskim , zostaliśmy również największym beneficjentem funduszy modernizacyjnych. Później przyszedł jednak Traktat Lizboński, kryzys strefy euro, gazociąg NordStream, powrót do bilateralnych stosunków największych krajów UE z innymi mocarstwami, a na końcu okazało się, że wszechwładni są w zasadzie tylko Niemcy. Przez to są w stanie przeforsować zrzutkę na pakt fiskalny dla zadłużonych krajów strefy euro, zmusić inne kraje do przyjęcia rzeszy obcych kulturowo imigrantów, podpierając to szantażem, że w przypadku odmowy są w stanie zablokować przyznane już fundusze strukturalne na lata 2014-20. Jednocześnie bez uwzględnienia jakichkolwiek polskich interesów Niemcy blokują rozmieszczenie baz amerykańskich na naszym terytorium i podpisują z Rosją nowe kontrakty gazowe (NordStream 2), przy okazji zapewniając Gazpromowi dostęp do sieci przesyłowych, co jest sprzeczne z prawem wspólnotowym. Mówi się również powszechnie, że środki unijne w tej perspektywie budżetowej to ostatnie duże pieniądze, które będą dostępne na modernizację naszej infrastruktury.

Okazuje się zatem, że po roku 2020 będziemy ponosić coraz większe koszty polityki unijnej (stała składka) oraz partycypować w kosztach błędnej polityki gospodarczej i społecznej tzw. Starej Unii. Dotyczyć to będzie kosztów wychodzenia z kryzysu finansowego, który będzie raczej trwał jeszcze kilka lat, koszty zwiększenia bezpieczeństwa zewnętrznych granic UE, koszty związane z coraz większymi budżetami socjalnymi poszczególnych krajów, które już teraz z łatwością przerzucają koszty utrzymania ‘uchodźców’  na wszystkich członków UE poprzez Komisję Europejską. Fakt, teraz KE daje na utrzymanie kontyngentu imigrantów, ale przecież w pewnym momencie przestanie i koszty te wezmą na siebie te kraje, które zostały obdarowane tysiącami przybyszów z Afryki. Dodatkowo będą również wzrastać koszty systemów emerytalnych, dlatego wydaje się logiczne, że kapitał niemiecki, francuski, etc będzie coraz mocniej drenował kraje tzw. Nowej Unii, za wszelką cenę podtrzymując jakikolwiek poziom rozwoju gospodarczego u siebie. W sferze politycznej będzie to skutkować zaostrzeniem tonu i de facto przymuszaniem słabszych krajów z Europy Środkowej do wykonywania poleceń i ponoszenia kosztów generowanych przez rządy władców UE, czyli Niemiec i do pewnego stopnia Francji.

W relacjach zewnętrznych już teraz widać, że wsparcie UE dla realizacji polskich celów jest iluzoryczne, a jakakolwiek próba lewarowania naszego stanowiska dzięki wykorzystaniu siły Wspólnoty praktycznie nie istnieje. Co więcej kraje unijne działają często jawnie wbrew polskim interesom, nie licząc się z naszym zdaniem, na co Bruksela i tak pozwala.  Tak dzieje się obecnie w sprawie umowy na gazociąg NordStream 2, co może skutecznie zmarginalizować gazociąg jamalski, poprzez który Rosja może skutecznie destabilizować sytuację w Polsce. Wcześniej dotyczyło to chociażby kredytu na 1mld euro dla sieci Lidl przeznaczonego na ekspansję w Polsce, co skutecznie ograniczyło konkurencję w handlu detalicznym. Likwidacja polskich dużych stoczni jako konkurencji dla stoczni niemieckich. Takich przykładów jest więcej.

W związku z tymi okolicznościami, które zarysowują się dziś, a które wyraźne staną się w ciągu dekady, należy zadać sobie pytanie – po co Polska ma należeć do Unii Europejskiej po roku 2020?

Po co nam uwikłanie i współponoszenie kosztów funkcjonowania państw, które za chwilę zmierzą się z gigantycznym problem społecznym, jakim będzie konflikt z (coraz liczniejszymi) mniejszościami muzułmańskimi? Po co nam utrzymywanie strefy euro partycypacją w paktach stabilizacyjnych i dążenie do harmonizacji systemów podatkowych na poziomie skutkującym gospodarczą stagnacją?

Po co nam organizacja, która nie jest silnym graczem na arenie międzynarodowej, a jej najsilniejsi członkowie wykorzystują instytucje unijne do realizacji własnych partykularnych interesów?

No dobrze, ale co w zamian? Ewentualne wyjście z Unii Europejskiej, oprócz politycznego trzęsienia ziemi na kontynencie niesie z pewnością jakieś koszty? Pewnie tak, np. UE  może wówczas ograniczyć dostęp do swojego rynku, prawo osiedlania się na swoim terytorium i prawo do pracy. Pytanie tylko, czy targana coraz większym kryzysem zachodnia część Unii Europejskiej będzie w stanie to zrobić? Poza tym wyjście z UE natychmiast odblokuje inne rynki chociażby w produkcji żywności, gdzie ochrona wewnątrzwspólnotowego rynku jest absurdalna i droga. Nie będziemy musieli trwać w reżimie Współnej Polityki Rolnej, z której i tak nie mogliśmy korzystać tak jak rolnicy w starych krajach. Dodatkowo będzie można znieść niektóre bariery biurokratyczne ograniczające swobodę gospodarczą i uwolnić polską przedsiębiorczość.

Co więcej, w obliczu nieuchronnego kryzysu demograficznego i łatwej do wyobrażenia zapaści, a co najmniej destabilizacji rynków Europy Zachodniej Polska, jako największy kraj regionu, w sposób naturalny będzie miejscem, gdzie zarówno kapitał, jak i wielki biznes będzie szukał schronienia. Będzie nam pomagać w miarę sprawna infrastruktura i znikome jak na warunki europejskie zagrożenia społeczne związane z problemami Multi-kulti. Rozwój Polski w oparciu o te przesłanki również będzie szybszy bez gorsetu Unii Europejskiej i narzucania nam woli naszego zachodniego sąsiada. Jest to też przesłanka do budowy nowej Wspólnoty opartej na koncepcji Międzymorza, o czym już pisałem.

Wciąż będziemy w NATO, zatem przynależność do struktur atlantyckich nie zmieni się. Bezpieczeństwo zewnętrzne będzie więc na porównywalnym poziomie jak teraz, a stosunki z USA nie ulegną zmianie, przynajmniej w obliczu wyjścia z UE. Również zagrożenia ze strony Rosji, lub niestabilnej Ukrainy nie zmienią się bez względu na to, czy będziemy członkiem UE, czy nie.

Naturalnie, takiej decyzji Polska nie będzie musiała podejmować w roku 2020. Procesy, o których piszę mogą spowolnić i Europa zachodnia siłą inercji dotrwa w obecnym kształcie np. do roku 2030. Tym niemniej podobne analizy powinny być dokonywane już teraz, by zapewnić naszej dyplomacji możliwość manewru i by nie stawiać naszej polityki wobec bezalternatywności aktualnego stanu rzeczy. Tym bardziej, że sytuacja może wymknąć się spod kontroli i będziemy musieli dokonywać podobnych wyborów ad hoc, jako reakcja na dynamicznie zmieniające się otoczenie. Mamy jeszcze czas, warto się przygotować na wyzwania trzeciej dekady XXI wieku.

 

osskaa
O mnie osskaa

Amatorsko komentuję rzeczywistość polityczną i gospodarczą, staram się wgryzać w mechanizmy i prawdziwe siły, które stoją za figurami pokazującymi się na scenie tej gry. Mieszkałem w Słupsku, zanim to stało się modne, od lat Gdynia...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka